Tak się zastanawiam, czy po okresie kwarantanny wyjdę z domu, czy raczej się z niego wytoczę
Pocieszające ciasteczka owsiane można uznać za mniejszy grzech, bo pełne zdrowych pyszności, nie mają cukru, są bezglutenowe… Mniam 🙂 Czytaj dalej
Tak się zastanawiam, czy po okresie kwarantanny wyjdę z domu, czy raczej się z niego wytoczę
Pocieszające ciasteczka owsiane można uznać za mniejszy grzech, bo pełne zdrowych pyszności, nie mają cukru, są bezglutenowe… Mniam 🙂 Czytaj dalej
Trzeba nam siły i zdrowia, kochani!
Zapraszam na sałatkę 🙂
Składniki
Szpinak baby
cukinia (zgrillowana na patelni grillowej)
pomidorki cherry
ser feta
boczek (również zgrillowałam go na patelni i pokroiłam w paski)
pomidorki suszone
ewentualnie: zioła do smaku (nie używamy soli – mamy fetę!)
Sposób przyrządzania
Wymieszać składniki 😉
Enjoy!
Nie dotknął
Ci włosów
Nie będziesz Nieładna
Nie pal
No powiedz
Nie słucham
Chcę wiedzieć
Gdzie byłaś
Z bólem bez wyrazu
Ta sukienka w kwiatki
Tak ładnie ci w brązach
Nie płacz
2020
A. Osiecka
Ciemna czekolada, budyniowy krem i frużelina truskawkowa…
Proste jest genialne! Szkoda, że życie nie jest tak proste i słodkie jak moje desery (ale jest równie niebezpieczne i podobnie kuszące).
Zjadam minestrone we włoskich restauracjach i choć nie ma na nią jednego, niezmiennego przepisu, zawsze smakuje wybornie.
Ja przygotowuję ją z warzyw sezonowych, pilnując, by pozostały one chrupkie. Dzięki temu zupka jest pożywna, lekka, na długo syci.
Podstawą zupy są warzywa: cebula, czosnek, marchew, fasolka, cukinia (dynia), pomidory. Ja robię ją tak:
3 pomidory
1 nieduża cukinia
1 mała cebula
2 ząbki czosnku
ok. 1/2 małej kapusty (najlepiej włoskiej)
2 marchewki
1 mała pietruszka
kawałek selera
4 pieczarki
odrobina papryki (różnych kolorów)
kilka różyczek kalafiora
2 l bulionu
przyprawy: sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy, lubczyk, bazylia, vegeta natural (opcjonalnie)
Do gorącego bulionu (bulion najczęściej przygotowuję na kawałku indyka lub kurczaka i warzyw, dodaję liść laurowy, ziele angielskie, sol, pieprz), wrzucam pokrojone: marchew, pietruszkę, seler, po 5 minutach gotowania dodaję kapustę i kalafior.
Pozostałe warzywa, oprócz pomidorów, grilluję (można upiec w piekarniku lub przygotować na patelni grillowej). Kroję w duże i grube kawałki – wrzucam do bulionu.
Pomidory obieram i siekam (można użyć tych z puszki), dorzucam do reszty. Gotuję jeszcze 5 minut.
Przyprawiam ulubionymi przyprawami (u mnie ostatnio – przyprawa do dań włoskich i suszone pomidory z bazylią). Podaję posypane parmezanem i posiekaną natką pietruszki.
Zupa minestrone pochodzi z Włoch, nazwa oznacza po prostu „zupa”, więc nie ma konkretnego, ścisłego przepisu na nią. Robi się ją z dostępnych w danym sezonie warzyw. Niektórzy podają ją z ziemniakami, inni z makaronem, ryżem lub grzankami. Ważne jest jedno – jest to zupa jarzynowa, gęsta, pożywna, a warzywa mają być ugotowane al’dente – dlatego trzeba w odpowiednim momencie dodać pomidory, aby kwas z pomidorów zahamował proces rozmiękczania warzyw.
Pakowanie się na wycieczkę szkolną, wypisywanie świadectw, wystawianie ocen, promowanie, niepromowanie, dokumentacja…
Postanowiłam się oderwać od tych przykrych myśli i zająć głowę zbliżającymi się wakacjami. Kupię strój kąpielowy, bikini, kostium…, czy cotamkolwiek, żeby słońce miało możliwość muskać moją skórę swoimi promieniami, podczas gdy ja będę zażywała relaksu fizyczno-duchowego.
Klik…
Wyszukiwarka: ‚stroje plażowe’… wyszukiwarka podpowiada: ‚…wyszczuplające’ albo ‚…dla puszystych’. Mogłaby to ładniej określić, np. ‚stroje plażowe na megakobiecą sylwetkę’, ale w zasadzie wyszukiwarka wie, co mówi.
Klik…
Pierwszy strój kąpielowy ‚dla puszystych’ prezentuje pani modelka xxxxxxS, aż takiego wyszczuplenia nie chcę, więc kolejne zdjęcie.
Klik…
Piękny kostium, słuszne kształty, wstyd zasłonięty, nawet ja nie popsuję nikomu wrażeń estetycznych w tym cudzie,
klik… 1760 zł….
k****a!!!
KLIK…
Wracam do obowiązków. Później zdecyduję, czy kupię bikini od tej pani, której ciało mówi, że już dawno pożegnało się z życiem, czy zainwestuję swoją całą pensję w strój kąpielowy (który to wydatek sprawi, że nie będę miała za co jeść, więc w zasadzie do urlopu będę laska – skuteczność wyszczuplania gwarantowana!).
Klik
PS
W takich chwilach jeszcze mocniej kocham góry! ❤
PS 2
Rysowało moje osobiste dziecię 😉
8 kwietnia, po wielomiesięcznych dyskusjach i protestach (dotyczących wprowadzonej w 2017 roku reformy oświatowej), nauczyciele zdecydowali się rozpocząć oficjalny strajk. Przez wiele miesięcy padały pytania o to, jak podejdą do tego dyrektorzy, jak ustosunkują się placówki w małych miejscowościach, w których każdy się zna, jak zareagują rodzice uczniów, jak poradzić sobie bez pensji…
Przygotowani na falę hejtu i raczej niewielkie wsparcie nauczyciele decydują się na desperacki krok – przestają pracować w dniach poprzedzających ważne egzaminy (ósmoklasistów, gimnazjalne i matury).
Właśnie to uwielbiam w czytaniu – w każdej książce odkrywam jakiś drobiazg, który skłania do przeczytania następnej pozycji, a tam znów jest coś, co prowadzi do kolejnej. I tak w postępie geometrycznym – bez końca i żadnej innej motywacji prócz czystej przyjemności.
Nie jest to żadna świeżynka! Książka została wydana po raz pierwszy w 2008 roku! Dzięki filmowi The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society (2018) książka, na której podstawie został on nakręcony, zyskała po 10 latach nowe życie . Film uzyskał bardzo pozytywne opinie, a ja sięgnęłam po nowe wydania książki.
„Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” to powieść epistolarna autorstwa Mary Ann Shaffer – redaktorki, bibliotekarki i sprzedawczyni książek. Postanowiła napisać własną powieść, jednak choroba nowotworowa skutecznie jej w tym przeszkadzała. Mary Ann poprosiła więc swoją siostrzenicę – Annie Barrows (która do tej pory pisała książki dla dzieci) – o pomoc. Dlatego przypisuje się autorstwo im obu. Mary Ann zmarła w 2008 roku, niedługo po wydaniu „Stowarzyszenia…”.
Bohaterką książki jest Juliet Ashton – młoda pisarka z Londynu. Kiedy pewnego dnia dostaje list od nieznajomego w wyspy Guernsey, nawiązuje z nim znajomość korespondencyjną, do której później dołączają inni mieszkańcy tej wyspy, opisując – powstałe w bardzo ciekawych okolicznościach – Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek.
W listach znajdujemy obraz małej wyspy po pięcioletniej okupacji hitlerowskiej, jej mieszkańców, trudne losy i zmaganie się z trudnościami. Żadnych łez, żadnych skarg, trupów, śmierci, złości, żadnych wojennych ohydztw, bo
Małe troski są wymowne. Wielkie milczą.
Czysta ludzka dobroć, małomiasteczkowa poczciwość.
Juliet postanawia pojechać na Guernsey i spotkać się z autorami listów. Największe zainteresowanie wzbudza w niej postać Elizabeth – młodej kobiety, pełnej energii i woli życia, odważnej i bezkompromisowej, która została wywieziona z wyspy przez nazistów. Młoda pisarka będzie chciała za wszelką cenę dowiedzieć się, co się stało z Elizabeth.
Książka o ciężkich czasach, a urzeka swoim spokojem i optymizmem. Bardzo mądra i przywracająca wiarę w człowieka.
Polecam gorąco!
Uwielbiam surówkę w tureckich restauracjach. Wiele razy próbowałam zrobić taką samą. W końcu uznałam, że ten smak to jakis przejściowy etap między świeżym warzywem, a jego konserwową wersją. Próbowałam kilu zalew do niej, ale w necie znalazłam tylko mocno octowe wersje – i te też mi nie podchodziły. W końcu wyszło super!
Składniki (na jakieś 3-litrowy garnek surówki)
pół główki młodej kapusty
2-3 marchewki młode
mała cebula czerwona
1 łyżka cukru (u mnie ksylitol)
4-6 łyżek oleju rzepakowego
2 łyżki octu spirytusowego
po pół łyżeczki pieprzu czarnego mielonego i soli himalajskiej
Najpierw szatkuję wszystkie warzywa i solę. Dobrze miesza, wygniatam, aby kapusta puściła sok. Odstawiam na ok 1-2 h do lodówki.
Przygotowuję zalewę: podgrzewam olej, ocet i cukier tak, by cukier się rozpuścił. Zalewam surówkę. Wygniatam jeszcze raz i posypuję pieprzem – odkładam do lodówki na kilka godzin. Jeszcze lepsza jest następnego dnia!
Smacznego!
Cały czas ktoś namawia mnie na dietę warzywno-owocową, a ja cały czas się opieram, przywołując zdania rozsądnych dietetyków i lekarzy (i opierając się na moim własnym zdrowym rozsądku) odmawiam, grzecznie tłumacząc, że nie jest to działanie długofalowe, o które mi chodzi.
Koleżanka powiedziała, że taki post to jak łażenie po górach – zawsze w najtrudniejszym momencie wyrzucasz sobie, po co sobie to robisz, i kto cię na to namówił, ale wystarczy, że po wyprawie zdejmiesz buty i weźmiesz prysznic i już planujesz kolejną wyprawę 🙂
Chyba bardziej, żeby sobie udowodnić, że mam rację, spróbowałam sił z dietą 7-dniową, w której 3 dni oparte są wyłącznie na owocach i warzywach. Ugotowałam zupę-krem z kalafiora, papryki zielonej, cebuli, marchwi, selera i pomidorów z puszki (w przepisie były jeszcze kostki rosołowe, ale je pominęłam, bo mi raczej bardziej zaszkodzą, niż pomogą). To ma być ewentualny wstęp do diety dr Dąbrowskiej. Zobaczymy, jak sobie poradzę i wtedy zdecyduję 🙂
Przepis na zupę: 8 marchewek, 6 cebul, seler (korzeń), 2 papryki zielone, 4 ząbki czosnku, 2 puszki pomidorów, 2 kostki drobiowe, 2 kostki wołowe, cały kalafior, zioła do smaku – ugotować w 3 l wody. Można zmielić, ale ja polecam zostawić część niezmieloną, bo w pewnym momencie diety bardzo się pragnie czegoś do zjedzenia, a nie do wypicia.
Zasady są proste: zupa do woli i:
1. dzień – owoce
2. dzień – warzywa
3. dzień – warzywa i owoce
4. dzień – szejk z 1 l mleka i 3 bananów
5. dzień – stek wołowy + pomidory
6. dzień – stek wołowy + dowolne warzywa
7. ryż z warzywami
1. dnia – wszystko ok. Czułam się nieco osłabiona i nie mogłam zasnąć do 2:00 😦 Ale następnego dnia rano na wadze -1,3 kg – więc uznałam, że warto się dalej męczyć.
2. dnia – było ciężko bez owoców, ale dałam radę, wybrałam się do kumpeli na grilla i zeżarłam masę pysznych warzyw grillowanych i przepyszną sałatkę – to był chyba najlepszy dzień diety! Żołądek już się tak nie domagał, ciepłe warzywka z grilla smakowały – miałam przeczucie, że może mi się to jeszcze spodobać.
3. dnia – było chyba najtrudniej. Zasnęłam po południu (co mi się raczej nie przytrafia). Jadłam baardzooo dużo warzyw i owoców – raz pękałam z przejedzenia, za chwilę mnie głód wilczy dopadał. Zupa mnie wnerwiała. Zjadłam jej mało. Po zjedzeniu warzyw albo owoców – miałam charakterystyczny bełkot w brzuchu, wszystko się przelewało, czułam się na zmianę – obżarta, a za moment – potwornie głodna!
4. dnia – koktail z bananów i mleka bardzo mnie pobudził do działania! Zdecydowanie lepiej się czułam. Po zważeniu nieco zrzedła mi mina, bo niecałe 2 kg mnie jedynie ubyło. Zupę doprawiłam innymi ziołami – bo już patrzeć na nią nie mogę!
5. dnia był stek i to myśl o nim trzymała mnie przy życiu. Zupy zjadłam tylko 2 miski, no bo bez jaj… Cały czas nie mogę zasnąć w nocy (męczę się nawet do 01:00) i boli mnie głowa.
6. dnia byłam na wyprawie rowerowej, wypiłam megaśną ilość wody (upał ponad 30st.), zupa tylko rano, w czasie dnia – warzywa surowe, i trafił się baton proteinowy, bo niestety słabo było mi już jak zsiadłam z roweru.
7. dzień – zaczęłam zupą z ogromną nadzieją, że jej za chwilę nie zwrócę. Potem ryż z warzywami. Raczej miałam już mocno dość. Zero motywacji – bo na wadze nieco ponad 2 kg, w pasie -2 cm. Żadna rewelacja.
PODSUMOWANIE
Zalety diety
– szybka utrata wagi
– oczyszczenie organizmu
– dostarczenie witamin
– wyrobienie nawyku jedzenia warzyw i owoców
Wady diety
– osłabienie, kłopoty ze snem (albo senność, albo trudności w zasypianiu – na zmianę)
– monotonia odżywiania
– efekt jojo (już w 6. dniu po steku – waga ruszyła do przodu, w 7. dniu po ryżu +300 g) – jest nie do ominięcia (chyba, że głodujemy dalej)
– wahania nastroju (możecie sobie wyobrazić wyrzuty cukru w 3. dniu diety po zjedzeniu owoców, a za chwilę – dziurę w brzuchu i głód) – od euforii po dół i nerwy
Wad jest zresztą zdecydowanie więcej niż zalet.
Słowem: diety nie polecam! Miałam wobec niej takie podejrzenie i dokładnie się sprawdziły. Tydzień postu, głodu i nerwów, bezsenności, osłabienia i bólu głowy skończyły się bez spektakularnych efektów i z radością wrócę do swojego zdrowego i racjonalnego odżywiania i treningów!
Dieta może się sprawdzić u osób, które o zdrowym żywieniu dawno nie słyszały i potrzebują oczyścić organizm przed wielką walką o zrzucenie 20-30 kg, ale dla osób, które na co dzień dbają o swoje talerze, a mają jakiś 5-kilogramowy nadbagaż – taki post nie ma najmniejszego sensu.
Nie mogę jednak zapomnieć o plusach w postaci nowych przepisów opartych wyłącznie na roślinkach! Niektóre potrawy wyszły super. Podzielę się tymi pomysłami wkrótce 🙂
W prawdzie – na dietę dr Dąbrowskiej się nie zdecyduję, ale od czasu do czasu 2–3-dniowy detoks warzywno-owocowy sobie zafunduję 🙂
A tymczasem – idę zdobywać kolejne szczyty; tym razem – z pełnym żołądkiem 🙂
I niestety, podczas diety, nie odnotowałam u siebie tej satysfakcji, którą odczuwam na szlaku!
Pozdrawiam!